Idylla komuny na estońskiej wyspie Vormsi. Samotnia w fińskiej puszczy. Trans podczas metalowego koncertu w Norwegii. Anonimowy bohater szuka odosobnienia na antypodach kapitalistycznej Europy. Jego pozbawiona słów podróż jest jak tytułowe zaklęcie, wyzwalające z sideł współczesności. Mężczyzna porzuca teatr życia codziennego - dach nad głową, posthipisowską wspólnotę, której członkowie nie mogą już żyć bez laptopów, i język, który zastępuje rytualnym krzykiem na scenie.
W opisie filmu czytamy, że rozpatruje on możliwość istnienia duchowych alternatyw dla
postępującej laicyzacji społeczeństwa (czego nie wychwycił żaden recenzent na IMDB,
najwyraźniej Amerykanie czują wstręt do robienia ponad normę czegokolwiek, co nie
przynosi wymiernego zysku finansowego - zainteresowanych...