"Michele jest taką bezmyślną trzpiotką, że trudno jej duchowe poszukiwania w ogóle brać poważnie" napisała Maitland McDonagh w TV Guide (2002). To tyle o wymowie tego filmu. Dziełko zrobione nowocześnie, ale bez stylu, dość chaotyczne. Tatou jakby miała ADHD i chciała być jednocześnie Zeligiem. Kobiety w ogóle nie zrozumiały, o czym jest ten film i jarały się - ach, och, ech - możliwością miłości i aktorami, mężczyźni byli bardziej kumaci, tyle że w sposób bełkotliwy (wyjątkiem galladorn). W sumie ten film to: ani romans, ani komedia; ani poszukiwanie tożsamości, ani paryskie mniejszości. Ni wydra, ni pies.