Film cudowny. Nareszcie miałam kazję go oglądnąć. Bogaty w głębokie treści, pobudzający do refleksji, poruszający... Arcydzieło. Opowiada o miłości i o tym, że nigdy nie można się poddawac. Mówi o stracie, o tym, ze z rzeczywistością trzeba się prędzej cyz później pogodzić.
Sam duch był niesmaowicie rozczulający, momentami zabawny. Film z humorem i smakiem, bez sprośnych scen, wręcz... uroczy!
Pełno w nim niedomówień, bo przecież każdy może sobie coś dopowiedzieć sam. Interpretacja dowolna. I to jest piękne. Rezyser nic nam nie narzuca z góry. Cenię również aktorów; Juliett Stevenson, Alana Rickmana... są znakomici. Niestety muszę tu rozczarować tych, co twierdzą, że jakoby Alan grał na wiolonczeli. Nie sądzę... w każdym razie jeżeli grał to niewiele. Wiolonczela nie jest tak prostym instrumentem, by Alan, który z tym nigdy wcześniej nie miał do czynienia grał perfekcyjnie. NIe czarujmy się...
MImo wszystko gorąco polecam! Z pewnością nie będzie to czas zmarnowany, a i wrócicie do "Truly, Madly, Deeply" co jakiś czas. Jestem tego pewna. :)
Zgadzam się z Tobą w 100% Kaliope!
Film piękny i poruszający, każdy znajdzie w nim coś dla siebie, ze względu na zawarte w nim bogactwo zarówno treści, jak i emocji. I jak napisała moja przedmówczyni, rzeczywiście nic nie jest narzucone z góry, reżyser pozostawił każdemu własną interpretację. Aktorzy naprawdę świetnie się spisali, zarówno dwoje głównych, jak i pozostali. Co do wiolonczeli...rzeczywiście Alan grał na niej, ale nie do końca sam - pomagał mu podczas nagrywania zawodowy wiolonczelista.
A ciekawostką jest to, że prawie na samym początku filmu wspomniana jest Polska i jeden z aktorów (jeśli dobrze pamiętam polskiego pochodzenia) śpiewa fragment piosenki w języku polskim. :)
Tytus jest z Polski :)
A film... gdy Nina zobaczyła Jamiego.... płakałam razem z nią. Ale z rozwojem akcji... tyle różnic było między nimi i Nina musiała zrozumieć, że przyszła pora pożegnać zmarłych.
Mam pytanie co do zakończenia: w przedostatniej scenie Jamie pyta się czy pozwoli mu odejść, na co Nina odpowiedziała, że nigdy. Zrozumiałam, że Jamie przybył do niej, by wreszcie dała mu odejść do nieba, a nie trzymała jako ducha na ziemi. I cała załoga w jej domu to były duchy, którym nigdy nie pozwolono odejść. A ostatnia scena? Czy gratulowano Jamie, że dostał przepustkę do wiecznego spokoju?
A ostatnie ujęcia, jak Jamie płacze w oknie, tęsknota, miłość, radość z odejścia? Wszystko na raz jak dla mnie...
Truly, madly, deeply, juicy.... Najpiekniejsza scena po tym jak go ujrzała.
Ja płakałam na tym filmie od momentu kiedy Jamie poprosił Ninę o przetłumaczenie tego wiersza aż do samego końca, gdy zobaczyłam jak patrzy na nią przez okno i sam płacze to juz był kres mojej wytrzymałości film cudo. A jeżeli chodzi o Twoje pytania, ja podchodzę do nich w ten sposób.
-Jamie zapytała czy ma odejść, nie czy może to zmienia postać rzeczy. Moim osobistym zdaniem chodziło mu o to czy Nina jest gotowa się z nim rozstać, bo jak sama mówiła bardzo za nim tęskniła. Jamie powiedział, że nie mógł znieść jej cierpienia, więc sądzę,że wrócił by pomóc jej się z tym uporać. Tak myślę.
-Ostatnia scena. Myślę, że Jamie bardzo kochał Ninę, i to ich wyliczanie Głęboko, prawdziwie, do szaleństwa, soczyście... było jak najbardziej szczere. Myślę że płakał, bo musiał się z nią rozstać, nie był jej już potrzebny, nie musiał jej przypominać o zamknięciu tylnych drzwi, ani dokładnym myciu zębów. A po za tym cieszył się jej szczęściem, tym że już nie cierpi. A pozostałe duchy, cóż wydaje mi się że zaprosił je do mieszkania Niny by mogła łatwiej zrozumieć, że on nie należy już do jej świata, a ich, to ciągłe uskarżanie się na zimno, kichanie, rozpalanie w kominku i opatulanie się stertami kocy, było znakiem nie przynależności już do świata żywych. A dlaczego poklepywali go pod koniec, ponieważ żegnał się ze swoja miłością, jak to kumple starali się go pocieszyć.
Ale to jest tylko moje zdanie:) pozdrawiam
zgadzam się to arcydzieło:P smutno mi było z powodu Jamie'ego ale i tak było świetne (ja bym Alana nie puściła) :*
Według mnie, poklepywali go po plecach, bo plan się powiódł. Plan, w którym miał dać Ninie nowy start. Takie jest moje odczucie.
Myślę że masz rację :) ale wiesz ja chyba bym tak nie mogła i dlatego mi smutno, gdybym była w takiej sytuacji nie wiem co bym zrobiła.
Ja też nie wiem :(
Za każdym razem gdy oglądam takie filmy zastanawiam się jak mocno trzeba kochać drugą osobę aby być gotowym na coś takiego.